Alpy
25 lipca - 16 sierpnia 2015
31 lipca
Gradotz i Silesia Weg, czyli 30-tokilometrowy spacerek po górach... :)

Dzieci dostały dzisiaj wolne od nas :) więc mogliśmy się wybrać na dłuższy spacer... ;-) Cel - Gradotz (3063 m) - tam nas jeszcze nie było. Jednym z pierwszych wagoników wjeżdżamy na górę i równym krokiem mkniemy w kierunku przełęczy Hohes Tor. Trasa bardzo przyjemna, niewymagająca, ładna widokowo. Na przełęczy, na środku ścieżki, czeka na nas stado kozic i średnio mają ochotę z tej ścieżki zejść :) Po krótkich pertraktacjach z czterokopytnymi udaje nam się jednak przejść dalej. Mijamy Kendlspitze, na który wchodziliśmy dwa lata temu (granią rozwodową vel granią samobójców)... :) Na przełęczy Graue Scharte pierwszy postój i ubezpieczoną drogą schodzimy na dół w kierunku Gradotza. Szczyt okazuje się być wieeelkim gruzowiskiem. Wejście na niego jest lekko upierdliwe, ale skoro już tu dotarliśmy, to idziemy do końca :) Na górze chwila dla fotoreportera, podziwianie panoramy i tą samą drogą w dół. Przez przełęcz Gradotzsattel (2826 m) przerzucamy się na stronę doliny Dorfertal i w ładnym przyjemnym terenie idziemy w dół. W pewnym momencie szlak się rozwidla - można zejść do doliny (szlak 514 do schroniska Kalser Tauernhaus lub chatki Bergeralm) i stamtąd już śmignąć do domu. Ale czuję się świetnie (o Piotrku nie mówię, bo wiadomo, że żaden kilometrarz go nie zmęczy) i mam wrażenie, że schodząc już na dół czułabym niedosyt, do tego alternatywna trasa (zdecydowanie dłuższa, okrężna - Silesia-Hohenweg) wygląda bardzo fajnie, więc proponuje Piotrkowi wariant B, dla niezmęczonych. Z lekkim ociąganiem uzyskuję zgodę na dalszą wędrówkę, jednak z ostrzeżeniem, że mogę być zmęczona... ;-) No ale przecież jestem tu po to, żeby się zmęczyć, nieee...?? :) Mijając niezliczoną ilość wodospadów, strumyków i owiec, za to żadnego człowieka, w górskiej ciszy idziemy dalej i dalej. Powoli rzeczywiście robię się zmęczona, bo to jednak kawał... Zaliczamy po drodze szczyt Spinewitrol (2483 m), mając Grossglockner na wyciągnięcie ręki. Czeka nas jeszcze cholernie uciążliwe zejście do schroniska Kalser Tauernhaus (którym podchodziłam z Gosią i Julką pierwszego dnia). Przy schronisku mam już dość. Jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły gadać, więc do wylotu doliny idziemy w ciszy. Piotrek oczywiście jest w świetnej formie, bo przeszedł mniej niż 100 km, więc czym tu się zmęczyć...! :] Koniec doliny przyjmuję z giga-ulgą i na widok Karola i samochodu mam ochotę się rozpłakać ze szczęścia... :) Hmmm, no może rzeczywiście trochę przesadziłam z długością trasy. Przeszliśmy 30km, ale inaczej idzie się po płaskim, a inaczej tę samą odległość idzie się po górach... Wróciłam padnięta, ale mimo wszystko uważam, że warto. Zrobiliśmy kawał ładnej trasy, przy pięknej pogodzie.

GlocknerKendlspitze
Podejście na przełęcz Graue Scharte
Gradotz - skalne rumowisko
Widok ze szczytuZejście z Gradotza
po prawej schronisko Sudetendeutschehutte
Lot nad strumykiem :)
Silesia-Hohenweg
Glockner widziany ze Spinewitrol
Spinewitrol i dolina Dorfertal
Kalser Tauernhaus
31 lipca
Przez góry na lody do Matrei ;)


W czasie naszego spaceru pozostali poszli na lody. Ale żeby nie było nudno i zbyt łatwo, to poszli na nie do Matrei, po drugiej stronie gór :) Kolejka + spacer + kolejka i już można było jeść :)

W drodze do kolejki
GrossglocknerDol. Virgental
Idziemy na lody! :)
Matrei-City :)
Jeziorko na trasie między kolejkami
Plum