Zakopane, Gorce, Beskid Sądecki... Muzycy
23 - 31 lipca 2004

Wyjazd ten był jak szampon najnowszej generacji - cztery w jednym. Czasem tylko w oczy szczypało :) I to w przeciwieństwie do szamponu z różnych powodów.


Dzień 1 (piątek, późno wieczorem...)

Łódź Kaliska, gdzieś około 23:00... To chyba właściwy moment, od którego zacząć opowieść... Pociąg przelotowy, ale wagony łódzkie. Podstawione wcześniej a co najfajniejsze jako ,,dwójka'' podstawiono wagon pierwszej klasy. Było nas 6 osób, więc akurat. Mimo to ja zajmuję pozycję ,,klasyczną'', czyli na karimacie między siedzeniami i całą drogę spokojnie przesypiam. Co reszta robiła? Jedyne co wiem na ten temat to, że Paweł z Anią przegadali całą noc oraz to, że pozsuwali siedzenia bo czasem nie mogłem przekręcić się na drugi bok :))


Dzień 2 (sobota)

I jesteśmy w Zakopanym. Skład lekko zdekompletowany - Paweł zgodnie ze wcześniejszymi deklaracjami wysiadł w Nowym Targu - jak napisał w porywie fantazji ,,każdy jedzie na swoją własną wycieczkę'' a jego zaczynała się w Gorcach. Szczęśliwie szybko łapiemy BUS-a do Doliny Małej Łąki, dzięki czemu na szlak wchodzimy jeszcze o sensownej porze (jakoś około 9:30). Przed wejściem do parku jedynie kilka formalności: małe przepakowanie; szczęśliwie dla mnie Hania wzięła nadmiarowo jedynie drobiazgi pomijając kaczuszkę (a jej kaczuszki jak łatwo można się przekonać są niczego sobie :))) (kaczuszka 1, kaczuszka 2)), przekąska, bilety do parku (jakie bilety, zwykły paragon z kasy fiskalnej, feee...) i ruszamy.

Ostatnie przygotowania przed wejściem do Parku
Początek StrążyskiejWspinanie na Przełęcz Kondracką

Poruszając się dosyć spokojnym temptem docieramy w końcu na Przełęcz Kondracką.

W końcu przełęcz...
50 minut przerwy mija szybciej niż 10 minutowa szkolna przerwa w zajęciach lekcyjnych. Do tej pory pogoda rewelacyjna nie była, ale świeciło słoneczko a i widać było co nieco. Nasze nadzieje na dobre widoki rozwiały się (właściwie to zasnuły się) dosyć szybko - w drodzę na Kopę Kondracką dopada nas mgła i/lub/albo chmury, które zostaną z nami już do samego końca.Od razu przypomniał mi się pewien wyjazd - jakoś ciągle do niego wracam - i zrobiłem tę fotkę.
Deja vu :)))
Jaki wyjazd? Wystarczy przejrzeć wcześniejsze opisy - w jednym z nich jest prawie identyczne zdjęcie :)) Kontynuując dalej naszą podróż w chmurach docieramy na Kasprowy Wierch - czyli Mekkę ,,Prawdziwych Turystów'' :)) Jak zwykle tłumy. My z tym tłumem nic wspólnego nie mamy, więc gardząc stolikami, ławkami i krzesłami kasprowskiego pizzerio-baru znajdujemy przytulne miejsce obok nieczynnego wyciągu.
My na Kasprowym :)
W między czasie dostaję sms-a od Julity, która dotarła do Murowańca alternatywną drogą - czyli niebieskim przes Skupniów Upłaz. Zbieramy się więc i ruszamy w ostatni etap tego dnia - do Murowańca. W schronisku jesteśmy około 17:00. Dostajemy całkiem przyjemny pokój z jednym gościem na wyposażeniu :)))) Prysznice są dostępne cały czas więc w łazienkach tłoku nie ma. Jedynie jadalnia zamykana jest o 22:00 - a szkoda bo wszak na jadalni najfajniej się siedzi po całodniowej włóczędze.

Gronik - Wielka Polana w Dolinie Małej Łąki 5 3
Wielka Polana w Dolinie Małej Łąki - Przełęcz Kondracka (GPS) 8 3
Przełęcz Kondracka - Kopa Kondracka (2005 m) (GPS) 4 1
Kopa Kondracka (2005 m) - Przełęcz pod Kopą Kondracką (1863 m) 1 2
Przełęcz pod Kopą Kondracką (1863 m) - Kasprowy Wierch (1985 m) (GPS) 8 7
Kasprowy Wierch (1985 m) - Hala Gąsienicowa (1500 m) (GPS) 3 8
Razem 29 24


Dzień 3 (niedziela)

6:40 dzwoni zegarek, o 7:00 wstajemy. Śniadanko i o 9:00 w drogę. Celem naszym jest Dolina Pięciu Stawów (przez Przełęcz Zawrat) i powrót przez Przełęcz Krzyżne. Jeszcze z początku to nawet są duże nadzieje na fajne widoki... Wyruszamy wszyscy razem.

Zaraz po wyjściu ze schroniska
Hania i Tomek - tym razem bez ,,większych'' sztuczek akrobatycznych
Hania i strumień...
...Tomek i strumień...
...Tomek i dodająca otuchy tabliczka informacyjna :)))
Przy Czarnym Stawie Gąsienicowym zostawiamy Julitę - ,,lekko'' różnimy się w sposobie chodzenia a poza tym sama jeszcze nie wie czy i gdzie ma ochtę się przejść :) Tuż przed samay rozstaniem radzę jej aby sama przez Zawrat nie szła. To była taka dobra rada :) Zawrat osiągamy bez kłopotu, podziwiając akrobatyczne figury w mistrzowskim wykonaniu Tomka :))) Gdy siedzieliśmy już na przełęczy,
Na Przełęczy Zawrat
po łańcuchach zaczęło schodzić dwóch gości z psem. ,,Ciekawe jak szybko wróca?'' - pomyślałem. Trudno mi w to uwierzyć, ale oni zeszli!!! Oni, jak oni, ale ten pies... Szkoda, że tego nie widziałem :)

Po chwili przerwy zaczynamy schodzić w kierunku schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, gdzie zatrzymujemy się na dłuższy odpoczynek.

Ja :)
Bo w jadalni było gorąco, tłoczno i duszno...
Po godzinnej przerwie ruszamy w drogę powrotną. 10 minut od schroniska spotykamy... Julitę. No nie powiem, lekko mnie zamurowało. Czemu? Sam nie wiem. Chyba dlatego, że nie spodziewałem sie, że sama zdecyduje się podążać naszą trasą. Umawiamy się, że Julita odpocznie w schronisku i pójdzie naszą trasą a ja później po nią wyjdę z Murowańca. Bez dłuższych przerw osiągamy w końcu Przełęcz Krzyżne, gdzie korzystając ze wspaniałych warunków pogodowych, gdy na chwile ,,rozwiała'' się chmuromgła, robię tę fotkę :)))
Jeden z lepszych widoków; tutaj z Krzyżnego w kierunku Zawratu

Ponownie robimy kilkudziesięciominutową przerwę.

My na Przełęczy Krzyżne
Mgła niosąca ze sobą sporo wilgoci i wiaterek aprwia, że ,,nabieramy ochoty'' na zejście :) Ania, Hania i Tomek schodzą. Ja, zmieniając miejsce obytu na przeciwległy stok (ten od strony Pięciu Stawów) czekam na Julitę - jakoś nie lubię gdy kobieta sama chodzi po gorach :)) Zakładam wszystko co mam przy sobie - polar, wiatrówkę, Hydrotex i zawijam się w karimatę - teraz to super ciepło i nawet sucho :) Gdzieś po 30 minutach wyłania się z mgły Julita. Bez zbędnych ceregieli przystępujemy do rzeczy, czyli do zejścia :) Jeszcze przed zmierzchem udaje nam się dojść do schroniska. Potem jedzonko,
My i jedzonko :)))
mycie (właśnie w takiej kolejności - nie lubię jej, ale jadalnia jest zamykan punktualnie przez zjawiające się znikąd panie na miotłach... przepraszam, panie Z miotłami :) ) i... pisanie kartek :) Gdzieś przed 2:00 wracam na spoczynek, ale 2:00 to już kolejny dzień...

Hala Gąsienicowa (1500 m) - Czarny Staw Gąsienicowy 3 2
Czarny Staw Gąsienicowy - Przełęcz Zawrat (2159 m) (GPS) 8 3
Przełęcz Zawrat (2159 m) - Dolina Pięciu Stawów Polskich (1668) (GPS) 5 10
Dolina Pięciu Stawów Polskich (1668 m) - Przełęcz Krzyżne (2113 m) (GPS) 10 5
Przełęcz Krzyżne (2113 m) - Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy 3 8
Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy - Hala Gąsienicowy (1500 m) 4 6
Razem 33 34

Dzień 4 (poniedziałek)

A na kolejny dzień w planach była Orla Perć od tej łatwiejszej strony, czyli Kasprowy - Kozia Przełęcz. Należało też brać pod uwagę konieczność zejścia po powrocie z trasy do Kuźnic jako, że sotsunek pustych półek po prowiancie do zapełnionych przedstawiał się na zdecydowaną korzyść tych pierwszych.

Noc upłynęła jednak pod znakiem deszczu i nic nie zapowiadało poprawy (może więc dobrze zrobiła Julita wracając tego dnia?). Widoków nie było żadnych, ale to chyb już oczywiste :) Mimo deszczu wychodzimy na trasę i kierujemy się na Przełęcz Liliowe. Hmm... Ja to się cieszę, bo im gorsza pogoda tym większa frajda, ale niekoniecznie wszyscy podzielają mój entuzjazm :)))

Po dojściu na Liliowe decydujemy o skierowaniu się na Kasprowy Wierch. Widoczność - rewelacja: 30 metrów od budynku stacji jeszcze go nie było widać.

My na Kasprowym
Kasprowy opuszczamy w dwóch grupach: pierwsza schodzi pod kolejką do Kuźnic, natomiast ja osiągam dolną stację kolejki robiąc kółeczko i idąc przez Przełęcz pod Kopą Kondracką. Po drodze zaczyna padac a następnie lać... To już nie ma jednak wiekszego znaczenia. Mokre bardziej mokre być nie może... Gdzieś w okolicach Kalatówek wyprzedzam żołnierzy. Jeden z nich znudzonym głosem raportuje: ,,Opady deszczu. Ludzi mało'' :))) Do Kuźnic obie grupy docierają w tej samej chiwli. Przed zjazdem do miasta (znaczy się do Zakopanego) przebieramy się na przystanku w to co każdy z nas miał suchego, dalej BUS i poczta na której spotykamy Pawła.

Jest zimno. Część naszej garderoby wciąż pozostaje mokra lub wilgotna, ewentualnie jest mocno niekompletna. W tej sytuacji tylko jedna sensowna decyzja - koniecznie musimy zjeść coś ciepłego. Może być i pizza. Po godzinie najedzeni a co najważniejsze ogrzani wyruszamy w ostatnią podróż (żeby nie było niedomówień: ostatnią tego dnia :)) ). Jakież moje rozczarowanie, gdy dowiaduje się, że jakiś baran wymyślił podził w kursowaniu BUS-ów i te z dołu Krupówek do Kuźnić nie mogą jechać. Cóż, zatem ponownie Krupówkami do góry by na jakimś przystanku czekać na ,,jedynie słuszny'' środek transportu. Dalej Kuźnice i niebieskim szlakiem do Murowańca. Gdy dochodzimy do schroniska zrobiły się nawet widoki. Widoki, to znaczy było widać schronisko i zbocze najbliższej góry. Potem kolacja, mały imieninowy prezent dla Ani i spać. A za oknem ,,...pada i pada...''

Hala Gąsienicowa (1500 m) - Przełęcz Liliowe (1952 m) 7 3
Przełęcz Liliowe (1952 m) - Kasprowy Wierch (1985 m) 2 2
Kasprowy Wierch (1985 m) - Przełecz pod Kopą Kondracką (1863 m) 7 8
Przełecz pod Kopą Kondracką (1863 m) - Polana Kondratowa 3 9
Polana Kondratowa - Polana Kalatówki 2 4
Polan Kalatówki - Kuźnice 2 4
Kuźnice - Hala Gąsienicowa (1500 m) 11 6
Razem 34 36

Dzień 5 (wtorek)

A rano padać nie przestało. Za to ja skończyłem pisać list i kartki i w końcu wrzuciłem je do skrzynki. Tego dnia miała być Orla II, ale repertuar się najwyraźniej komuś pomylił bo grali Totalną Zagłada - Powódź z Nieba :)) Paweł z Anią zostają w zacisznym ciepełku schroniska, natomiast ja z Hanią i Tomkiem idziemy żółtym do Kuźnic i dalej na Kalatówki. Już na Kalatówkach jesteśmy totalnie przemoczeni. Sytuację z lekka ratuje gorąca herbata, ale nie ma jej wiele więc trzeba zostawić cześć na później. Wychodząc ze schroniska - o przepraszam ,,Hotelu Górskiego'' jak to ładnie Kaltówki się nazywają - pomyślałem, że w taką ulewę to nie miałbym sumienia wygonić największego wroga :))) Mimo to Ścieżką nad Reglami idziemy do Doliny Strążyskiej. Po drodze wraz z Tomkiem wchodzę na Sarnie Skały ćwiczyć wyobraźnię bo przecież nie podziwiać coś czego nie było, czyli widoków. Po drodze zaczynam się lekko martwić. Hania - twarda dziewczyna - nic nie mówi a wręcz mówi, że jest OK, ale jakoś nie chce mi się wierzyć. Jej water-proof kurtka jest cieńsza od mojej - zasadniczo wygląda jak wiatrówka :)) - a skoro moja zaczęła przepuszczać (prawda, że to tylko Hydrotex, ale zawsze...), więc jej... Jak najszybciej idziemy ,,do miasta''. Teraz w końcu piękniejsza część naszego zespołu (nie Tomku, nie mówię o Tobie :))) ) decyduje się przebrać w coś suchego i dokonuje zakupu materiału strategicznego w postaci peleryny. Wyglądała w tej pelerynie dosyć pociesznie :))), ale najważniejsze, że już nie mokła. Co do Jej zapewnień, że cały czas było Jej ciepło to jakoś nie bardzo chciało mi się wierzyć biorąc pod uwagę fakt, że założyła wszystko co miała ciepłego czyli jakąś bluze i polar + mój polar a mimo to nadal niepokoiło mnie jej szczękanie zębami :))) A może ma taki tik nerwowy? :))) Ja tam nie wiem... I znowu pizzeria... Dopiero po posiłku zrobiło się troszkę cieplej. Dalej idziemy jeszcze w okolice dworca PKS-u - tam był bankomat - i BUS-em jedziemy do Kuźnic skąd zółtym do Murowańca. Nie wiem czemu, ale zawsze odradzano mi żółty szlak. Po tym dniu stwierdzam, że jest przyjemniejszy od niebieskiego i raczej będe poruszał się właśnie tym. Wieczorem kolejna uroczystość - przedwczesna, ale nie mieliśmy innego wyjścia :)))

Hania i TomekPaweł i Ania
Po prostu ja :)))

Hala Gąsienicowa (1500 m) - Kuźnice 6 11
Kuźnice - Polana Kalatówki 4 2
Polana Kalatówki - Dolina Białego (górne piętro) 4 4
Dolina Białego (górne piętro) - Przełęcz Czerwona 2 1
Przełęcz Czerwona - Sarnia Skała (1377 m) 2 1
Sarnia Skała (1377 m) - Przełęcz Czerwona 1 2
Przełęcz Czerwona - Polana Strążyska 1 4
Polana Strążyska - ,,Roma'' 2 4
Kuźnice - Hala Gąsienicowa (1500 m) 10 5
Razem 32 34

Dzień 6 (środa)

Planowo tego dnia mieliśmy przejść na Ornak. Całą noc jednak lało i nie zanosiło się, że gospodarka wodna ulegnie drastecznej zmianie za dnia. Dlatego decydujemy się na zejście do Kuźnic i dalej... Ania i Paweł wracają do Łodzi, Hania i Tomek mimo wszystko idą na Ornak a ja jadę do Nowego Targu.

Z Nowego Targu drepczę sobie na Turbacz. Już na samym początku widać, że te góry są inne niż Tatry. Zamiast kamieni wszędzie błoto i glina a w dodatku rzeka zamiast ścieżki. Dobrze, że miałem kijki (dziękuję Iwonko :) ) bo bez nich byłoby ciężko. Trasa planowo miała zająć 2 godziny. Zagadnięty przez dwójkę chłopaków na podejściu, mówię, że idę na Turbacz. Jakoś tak dziwnie się uśmiechają ,,W dwie godziny chyba dojdę?'' - pytam. ,,Chyba w cztery'' - pada odpowiedź, po czym dodają ,,Trasa super - błoto niesamowite''. Istotnie, było niesamowite. Po drodze także niesamowicie padało a do tego niesamowicie zaczęło wiać, wiec deszcz zacinał także niesamowicie :) I znowu przypomniał mi się pewien wyjazd. Czemu ja ciągle do tego wyjazdu wracam? :) Mimo tych rozrywek osiągam przed czasem schronisko. Tam szybko się melduję, dostaję pokój, zostawiam plecak i biegnę na Turbacz zrobić pomiar...

Potem już na spokojnie wyjmuję rzeczy z plecaka i rozkładam po całym pokoju (wziąłem dójkę, więc mogę sobie na ten luksus pozwolić). Miła niespodzianka - kaloryfer lekko ciepły. Łazienka bardzo przyzwoita - kompletnie nie rozumiem, czmu tak dużo osób ma negatywny stosunek do tego schroniska. A że pod prysznicem jeden kran - cóż, co karaj to obyczaj. He, he... nie wiem jakim sposobem, bo sprawdzałem bardzo uważnie, szczególnie po tym jak Tomcio dokonał tego w Murowańcu, ale brałem prysznic w damskiej łazience. Nic się nie stało, w końcu jak by co, biologi uczyliśmy się wszyscy, ale dopiero po czasie zrozumiałem te dziwne kobiece spojrzenia jak wychodziłem z łazienki na korytarz. A za oknem pada i pada...

Kowaniec (Nowy Targ) - Schronisko na Turbaczu (1285 m) 8 14
Schronisko na Turbaczu (1285 m) - Turbacz (GPS) (1310 m) 1 1
Turbacz (1310 m) - Schronisko na Turbaczu (1285 m) 1 1
Razem 10 16

Dzień 7 (czwartek)

... i wciąż pada. Trudno. Komu w drogę temu trampki jak mawia stare perskie powiedzenie, więc idę na Gorc. Droga jak to ostatnio, czyli deszcz, mgła, mokro i grząsko - wszak na całej trasie są wspaniałe, porośnięte bójną trawą polanki :) Gdy zaczynam schodzić z Gorca i przez Ochotnicę wchodzić na Lubań, deszcz ustaje. Dalej bez większych niespodzianek, poza dwoma strumieniami, znaczy się rzekami, których suchą stopą przejść się nie dało.

Tym strumieniem po prawej prowadził szlak...
...a raczej to strumień płynął szlakiem :)))
Z Lubania do Krościenka i dalej do Szczawnicy. Około 20:00 jestem na miejscu to znaczy w Schronisku Orlica. Tam ostatecznie biorę domek i... znowu przypomina mi się pewien wyjazd, ale dalczego ja ciągle do niego wracam? Około 22:00 zaczyna lać...

Schronisko na Turbaczu (1285 m) - Polana Gabrowa (1270 m) 3 4
Polana Gabrowa (1270 m) - Przełęcz pod Przysłopem (Kopa) (1140 m) 6 7
Polana Gabrowa (1270 m) - Przełęcz pod Przysłopem (Kopa) (1140 m) 6 7
Przełęcz pod Przysłopem (Kopa) (1140 m) - Gorc (GPS) (1228 m) 5 4
Gorc (1228 m) - Ochotnica Dolna 7 14

Ochotnica Dolna - Lubań (GPS) (1211 m) 13 6
Lubań (1211 m) - Krościenko 9 17
Krościenko - Szczawnica Niżnia (Schronisko ,,Orlica'') - -
Razem 49 59

Dzień 8 (piątek)

A następnego dnia pomimo całonocnych opadów lać nie przestało. Czekałem chyba do 10:30, aż w końcu stwierdziłem, że z cukru nie jestem więc mogę trochę zmoknąć. Trochę to zmokłem na pierwszych 10 metrach po opuszczeniu domku. Potem to byłem przemoczony :))) A polanki super więc deszcz i wiatr miały po czym hulać :) Szczęśliwie po południu deszcz zelżał a momentami to nawet przestawał padać. Zapomniałem napisać o trasie... Najpierw nogi poniosły mnie niebieskim do Obidzy a potem... Potem miały zanieść na Wielki Rogacz. Jednak na skutek błędu nawigacyjnego (ale ze mnie baran!!! :) ) zacząłem schodzić do Jaworek. Myślę, że miałem do nich już bliżej jak dalej :) bo w pewnym momencie całkiem wyraźnie zobaczyłem kościół i zabudowania!!! których o ile pamiętałem drogę nie powinno tutaj być. Biorąc pod uwagę godzinę wyjścia, planowaną trasę i drogę jaka mi pozostała z pewnością nie należałem w tym momencie do najszczęśliwszych osób na Ziemi. Cóż było jednak robić. Pomamrotałem pod nosem i pobiegłem pod górę w poszukiwaniu szlaku odbijającego na Rogacz (a jak szedłem to widziałem to odbicie i nawet pomyślałem, że całkiem dobrze je oznaczyli bo nie byłoby fajnie gdyby ktoś go nie zauważył :))) ). Po drodze doganiam i wyprzedzam pewną grupę, którą mijałem kilkanaście minut temu gdy szedłem w przeciwną stronę. Gdzieś za plecami słyszę śmiech i słowa: ,, Ty, patrz - Korzeniowski'' :) To nie fair, bo jak Korzeniowski idzie, to nikt nic nie mówi o Fulmańskim, ale nie miałem czasu dyskutować :)

W sumie straciłem 1h10, więc nie na tyle dużo abym nie mógł nadrobić, ale za to sporo sił a z tym to już gorzej. Szczęśliwie jednak kontynuuję wędrówkę i w końcu idąc przez Radziejową, Przehybę i Dzwonkówkę o 19:00 docieram do Szczawnicy. W między czasie, około 18:00 to nawet wyszło słoneczko i rozwiały się chmury. O 20:30 wypucowany zasiadam do jedzenia. Po drodze sprawdzam autobusy na sobotę... Jest o 9:40 - będzie w sam raz. A autobus potrzebny był mi aby dojechać do Siostry rozpoczynającej właśnie swoje wakacje w Mizernej - małej wiosce mniej więcej po środku Jeziora Czorsztyńskiego. Zapowiadał się miły sobotni dzień spędzony w gronie Muzyków.

Szczawnica Niżnia (Schronisko ,,Orlica'') - Szafranówka (742 m) 3 2
Szafranówka (742 m) - Durbaszka (942 m) 10 8
Durbaszka (942 m) - Wysoka (Wysokie Skałki) (1050 m) 2 1
Wysoka (Wysokie Skałki) (1050 m) - Przełęcz Rozdziela (862 m) 5 7
Przełęcz Rozdziela (862 m) - Obidza (930 m) 4 3
Obidza (930 m) - Wielki Rogacz (1182 m) 4 2
Wielki Rogacz (1182 m) - Radziejowa (1262 m) 2 1
Radziejowa (1262 m) - Przehyba (1175 m) 4 5
Przehyba (1175 m) - Dzwonkówka (983 m) 7 9
Dzwonkówka (983 m) - Schronisko na Bereśniku 3 5
Schronisko na Bereśniku - Bryjarka (679 m) 2 1
Bryjarka (679 m) - Szczawnica (PKS) 2 5
Szczawnica (PKS) - Szczawnica Niżnia (Schronisko ,,Orlica'') 1 1
Razem 49 50

Dzień 9 (sobota)

W sobotę wsiadłem do zaplanowanego autobusu... i prawie natychmiast z niego wysiadłem. Zrobiło mi się jeszcze ciężej na duszy niż poprzedniego dnia gdy pomyliłem trasy. Otóż zostawiłem w schronisku aparat. To nie tragedia, bo do schroniska miałem 10 minut, ale za to kolejny autobus był za jakieś 2h30. A ja tak nie cierpię się spóźniać...

Szczęśliwie po 40 minutach zrozpaczonego czekania :) łapię BUS-a, więc ostatecznie spóźniłem się niecałą godzinę. A dzień był przecudny więc tym bardziej szkoda by było go zmarnować. Tym oto sposobem po 11:00 poznaję wspomnianych wcześniej Muzyków. W sumie to jedyną znaną mi osobą byłą Siostra, ale i tak mimo moich wewnętrznych barier komunikacyjnych spędzam bardzo miłe chwile w ich towarzystwie. Jeśli chodzi o mnie, to mogę powiedzieć, że szkoda, iż tak krótko, jeśli zaś chodzi o nich... Jakoś mnie chyba przeżyli :)) Ten dzień upłynął na totalnym luzie i wygrzewaniu podmokłego szkieletu tudzież sprzętu turystycznego.

Zdekompletowani Muzycy i placki ziemniaczane :)


Dzień 10 (niedziela)

Niestety czas wracać. Muzycy podrzucają mnie do Nowego Targu a dalej przez Kraków około 22:00 docieram do Łodzi. Nie jest to najlepsze miejsce, ale kieruję stąd szczególnie gorące podziękowania dla Siostry za zaprzątanie sobie głowy tak kłopotliwym gościem jak ja :)

A to Siostra właśnie :)
I to by było prawie wszystko gdyby nie...


poniedziałek

5:30 zjawiają się oczekiwani goście - Hania i Tomek; przez pomyłkę zabrałem jej klucze do mieszkania. Fajnie, że wpadli. Zjedliśmy wspólnie śniadanie, jeszcze trochę pogaworzyliśy... Takie miłe zakończenie, udanego jak dla mnie, wyjazdu.


Uwagi

Na koniec kilka uwag. Pierwsza związana z kijkami. Naprawdę pomagają podczas chodzenia. Z jednej strony ułatwiają chodzenie w nietypowych sytuacjach - odsysanie buta z błota, przeskakiwanie kałuż, przechodzenie strumienia po mokrym pieńku. Z drugiej przyspieszają samo chodzenie a i ręce nie męczą się tak jak przy bezwładnym wiszeniu wzdłuż ciała podczas normalnego marszu.

Co do pakowania plecaka, to nie ma plecaka nieprzemakalnego a na dnie jest zawsze woda. Ładujcie zatem na dół plecaka coś co jeśli zmoknie to nie będzie z tego tragedii - puszki, klapki pod prysznic itp. Dopiero na to ubrania, śpiwór itd zawinięte oczywiście w folię. Wówczas wszystko, z wyjątkiem strefy buforowej, pozostanie raczej suche. Dobrze aby strefa ta miała co najmniej 10 cm grubości. I jeszcze jedno. Jeśli macie pokrowiec na plecak to woda lubi zbierać się w jego dolnej części. I nie wierzcie w jego nieprzemakalność. Ja tam sprawdzę co się z nim stanie gdy potraktuję go impregnatem do namiotów, ale większych sukcesów jemu nie wróżę. Przynajmniej nie na całodniowym deszczu.

Warunki jakie były - każdy teraz wie; a są to dobre warunki bo dużo mówią o ludziach, wiele mogą pokazać i nauczyć. Ja dużo zobaczyłem i sporo się nauczyłem.


Statystyka

Dzień 2 29 24
Dzień 3 33 34
Dzień 4 34 36
Dzień 5 32 34
Dzień 6 10 16
Dzień 7 49 59
Dzień 8 49 50
Razem 236 253