Alpy
30 lipca - 20 sierpnia 2014
8 sierpnia
Sajatkrone i ferrata na Rote Saule




Filmik z Rote Saule
Rote Saule - mapka
Pogoda po południu miała się załamać, więc zarządziłam wymarsz o 6tej :) Idziemy w trójkę - ja, Piotrek i Karol. Podjeżdżamy do parkingu powyżej Wallhorn i mijając chatkę Bodenalm idziemy ścieżką nr 24 do schroniska Sajathuette. Tam czekamy pół godziny na Karola, który nam się po drodze ,,zgubił''... No cóż, klient dzwonił... Czekając na Karola mamy okazję przyjrzeć się grupce Austriaków, którzy właśnie zawrócili z ferraty na Rote Saule. Wycofali się, bo było za trudno. Włączam się do rozmowy, bo też planowaliśmy się tam wybrać. Są wielce zdziwieni, że istnieje jeszcze inna droga na szczyt - trudna, ale nie ekstremalna. W ogóle wszystkim są wielce zdziwieni... Nie wiem jak oni się przygotowali do wyjścia?? Zobczyli na mapie jakąś ferratę i stwierdzili, że pójdą? My mieliśmy rozpracowaną topografię, znaliśmy różne warianty wejścia, wiedzieliśmy jak wygląda zejście. Oni nie wiedzieli nic... Z lekka opadły mi ręce... Po dotarciu Karola ruszyliśmy w kierunku ściany, niewiele przed nami dotarli tam też wspomniani Austriacy, którzy postanowili spróbować jeszcze raz, z tym że wariant nie samobójczy :) Obie drogi w pewnym momencie się łączą, a problem wariantu trudniejszego polega na bardzo siłowym przejściu przewieszonych drabin. Karol (strażak) nawet miał ochotę, ale ja ze swoją dziewczęcą muskulaturą - niespecjalnie... :) Piotrek po wypadku na poprzedniej ferracie nie miał ochoty na żaden wiariant. Ferrata jest bardzo przyjemna, dość trudna, ale nie ekstremalna, skała miękka, dobre zabezpieczenia. ,,Goniliśmy'' trójkę Austriaków, którzy wyszli 15 min przed nami, a którym szło się jakoś tak niespecjalnie, i na szczycie wylądowaliśmy równocześnie. Nasze zmagania, spod schroniska, obserwował Piotrek. Na szczycie chwila dla fotoreportera i szybko w dół - Piotrek i Kreuzpitze czekają!
Dalej idziemy już w trójkę. Najpierw podejście pod ścianę, potem 80-metrowy komin, częściowo ubezpieczony poręczówką, i potem granią na szczyt. Droga przyjemna, urozmaicona. Po niecałych 2h meldujemy się na szczycie (Kreuzpitze, 3164m) - dla Karola pierwszy trzytysięcznik, więc się cieszy jak dziecko :) Panorama super, tym fajniej się patrzy, że ,,oo, tu byliśmy, tam też, tamto znamy...'' :) Dłuższą chwilę podziwiamy, zastanawiając się jednocześnie co dalej - czy wracamy tą samą drogą, czy idziemy granią przez Vorderer Sajatkopf. Nie wygląda to dobrze... Eksponowana grań, bez zabezpieczeń. Wyrywa się trójka Czechów, ale po kilku minutach zawracają. My też ostatecznie stwierdzamy, że nie mamy ochoty ryzykować osierocenia dzieci :) i schodzimy drogą, którą podchodziliśmy. I do domu :)
Po powrocie podjeżdżamy jeszcze w 9tkę do Hinterbichl zobaczyć młyn, który jest uruchamiany tylko 2 razy w tygodniu, więc to ostatnia szansa, żeby zobaczyć jak wszystko się kręci, a z ziaren powstaje mąka. Dzieciakom się podoba. Nam też ;-)

Widok o poranku, w kierunku Matrei :)
LasorlingPragraten
widziane ze szlaku
Rote Saule... :)
W drodze na Kreuzspitze
Kreuzspitze
Widoki ze szczytu
Młyn w Hinterbichl
8 sierpnia
Pragraten