Wczorajszy dzień był dość intenstywny :) Więc ze swego rodzaju ulgą przyjęliśmy poranny widok za oknem - deszcz... :) Dzieciaki chyba nie miałyby siły na dwa tak aktywne dni pod rząd. Ale co by nie siedzieć na czterech literach i nie spędzić dnia na gapieniu się za okno i patrzeniu jak pada, postanowiliśmy pojechać do Sant Jakob in Defereggen w sąsiedniej dolinie, celem zrobienia rozpoznania terenu :) Może za rok czy dwa, dla odmiany, tam byśmy pojechali połazić po górach...? Deszcz się nieco uspokoił, więc udało nam się pochodzić po Sant Jakob w przyzwoitych warunkach, aczkolwiek chmury były na tyle nisko, że nie jesteśmy w stanie powiedzieć jakie mieścina oferuje widoki... ;-) Owa mieścina na pewno jest trochę większa niż Kals, z lepszą infrastrukturą (nie wiem czy to dobrze, czy źle...) - są chyba dwa supermarkety, a nie jeden, trzy sklepy sportowe (czynne rano i popołudniu, zamknięte w środku dnia!!), jest nawet stacja benzynowa. Nie jest to (na szczęście!) metropolia, ale Kals na pewno jest bardziej klimatyczne, spokojniejsze, choćby dlatego, że droga kończy się kawałek dalej, a przez Sant Jakob przechodzi droga prowadząca do Włoch... Kals bez wątpienia podoba nam się bardziej, ale nie tylko o to przecież chodzi gdzie stoi dom, bo i tak większość czasu spędzamy w górach :) A szlaków jest tu pod dostatkiem, jest też kolej gondolowa działająca w ramach Osttirolcard (z punktu widzenia dzieci jest to istotne). I namierzyliśmy też wielki, super plac zabaw z wieloma atrakcjami - a to dla maluchów też nie bez znaczenia... ;-) Spędziliśmy na nim całkiem sporo czasu. A w nagrodę za dobre sprawowanie na placu zabaw wróciliśmy do samochodu okrężną drogą :) Szlakiem pod lasem do dolnej stacji kolejki. W drodze zaczęło padać, potem bardzo padać... A jak dotarliśmy na miejsce, to zaczęło lać... :) Przy stacji kolejki są dwa duże sklepy sportowe, bardzo dobrze zaopatrzone (sprzęt, ubrania, buty, mapy...), w jednym z nich zrobiliśmy sobie strategiczną przerwę :) Ponieważ nie wyglądało na to, że ulewa szybko się skończy, a do samochodu był jeszcze spory kawałek, podbiegłam do jakiegoś samochodu, który akurat ruszał i poprosiłam, żeby mnie podrzucili do centrum. Udało się :) W 3 minuty byłam przy samochodzie, a za kolejne 3 byłam z powrotem po Piotrka i dzieciaki. Mimo deszczowego finału dzień uważamy za udany :) Rekonesans zrobiony, super plac zabaw zaliczony, spacer też. Wróciliśmy w ciepłych suchych rzeczach i dobrych humorach. Niewiele po naszym powrocie dojechali nasi przyjaciele. No więc czego jeszcze więcej chcieć do pełni szczęścia...???! :)
![]() | ![]() |
![]() | ![]() |
![]() | ![]() |