Ladakh
Skiu - Markha
17 lipca 2008 (dzień 13)
17 lipca
Czyli Markha Valey

6:00. Wstajemy. Tego dnia wyruszamy wcześniej niż zwykle. Dobrze by było jeszcze wcześniej, ale 7:30 to szczyt naszych możliwości - w końcu jesteśmy na wakacjach, co nie? Przed nami długi na 7 godzin i 21 kilometrów dzień. Twarda ścieżka biegnie szeroką doliną, powolutku wspinając się pod górę. Bardzo powolutku, gdyż na całej swej długości zyskuje jedynie 300m wysokości.

Żar z nieba lał się identyczny jak dnia poprzedniego, ale cały czas wiał leciutki wiaterek. I pewnie to właśnie dlatego szło mi się bardzo dobrze, co było o tyle dziwne, że ja upałów (czyli powyżej 25 stopni) to nie znosze (patrz dzień poprzedni). Niestety całkiem odmiennie reagowała Hania. Można powiedzieć, że tego dnia wymieniliśmy się rolami w sposobie postrzegania świata.

Pole namiotowe w Marce

Markha to taka większa wioska. Kilka chatek poprzyklejanych na zboczach, ruiny czegoś i dwa duże pola namiotowe, na których nie uświadczy się ani grama cienia. Tradycyjnie już bierzemy prysznic w rzece i próbujemy przywrócić równowagę termiczną naszym organizmom.

Markha - klasztor

Na zakończenie kilka szczegółów technicznych. Długa trasa ładną doliną. Trzeba koniecznie wyjść jak najwcześniej aby możliwie duży odcinek pokonać zanim pojawi się palące słońce (co następuje, niestety, raczej wcześniej niż później). Po drodze jest kilka tea-tentów.

Kierunek WC