Ladakh
Leh
27 lipca 2008 (dzień 23)
27 lipca
Czyli ostatnie godziny

Siedzimy w Leh. Piszemy kartki. Zbieramy wspomnienia. Jutro wyjazd do Delhi.

Robimy mały wypad na miasto celem uzupełnienia zapasu prezentów. Wieczorem jemy pożegnalną kolację z Yountanem i jego żoną. Bardzo miły gest z ich strony. W trakcie kolacji jego żona znika, aby po kilkunastu minutach przynieść drobne upominki dla nas - tradycyjny szal, którym wita/żegna się gości oraz dwa pudełeczka, w których znajdujemy kubki na herbatę. Strasznie milusio nam się zrobiło.

I jak gdyby tego było mało, zwrócił nam 200Rs. I mniejsza o kwotę, bardziej chodzi o zasadę. Poprzedniego dnia byliśmy nad jeziorem Pangong, znad którego musieliśmy wrócić wcześniej niż planowaliśmy (i opłaciliśmy) z powodu wysokiego stanu rzek, które przekraczaliśmy. Pozostałe ekipy musiało w nocy wyciągać wojsko. Różnica pomiędzy tym co opłaciliśmy a tym co zostało zrealizowane, wynosiła owe 200Rs. Szczerze mówiąc wcale nie mieliśmy zamiaru wspominać o zwrocie, bo czynnik powodujący wcześniejszy powrót nie był od nikogo zależny. A jednak zwrócił.

A jeśli już mówimy o pieniądzach, to jeszcze jeden drobiazg. Według wstępnych ustaleń 50% kwoty za treking mieliśmy przelać na konto (1000 EUR), 25% zapłacić przed trekingiem a pozostałe 25% już po. Tym czasem na naszym ,,zapoznawczym'' obiedzie powiedział, że się nie spieszy i pozostałe 50% może być po trekingu. I jak skończyliśmy wędrowanie, to nikt nie stał nad nami, czekając aż w końcu zapłacimy resztę, tylko najspokojniej w świecie odstawili nas do hoteliku nie wspominając nawet o konieczności pojawienia się w biurze celem uregulowania zobowiązań. Zupełnie inna mentalność i zaufanie do ludzi niż w Polsce, a w Delhi to już lepiej nie mówić.