Delhi i okolice
Delhi
1 sierpnia 2008 (dzień 28)
1 sierpnia
Czyli: zgiń lub przeżyj

Dzień zwiedzania Delhi. No doczekać się nie mogłem. To zakisłe powietrze. Ten hałas i smrodek ulicy. Ci natarczywi ludzie...

Ulice Delhi
Metro w Delhi

Wychodzimy o 8:30, czyli na tyle wcześnie, że przed bramą wjazdową nie grasują jeszcze motorikszarze. I pobiegliśmy szybciutko do pobliskiego metra aby podjechac w okolice Czerwonego Fortu (Red Fort). A metro w Delhi to pierwsza liga światowa. Jedyny egzotyczny akcent, to rewizja osobista przed wejściem do metra wszystkich i wszystkiego. Dosyć szybko stanęliśmy przed wejściem do fortu. Jedynie Hania miała mi za złe, że nie pozwoliłem jej odbyć kulturalnej i kształcącej wycieczki do mijanej świątyni hinduskiej. Tak, nie pozwoliłem, bo nie miałem ochoty na zaczepki żebrzących wokół ludzi dziwnego pochodzenia i pomny wcześniejszych doświadczeń nie miałem ochoty na spotkanie z ,,życzliwymi'' i ,,sympatycznymi'' już na samym początku dnia.

Kolejka przed wejściem do Czerwonego Fortu
Czerwony Fort

A fort? A fort to żadna rewelacja. Wyraźnie zaniedbany. To co stoi, to stoi, a stan techniczny nie jest najlepszy. Za to trawa jest idealnie przystrzyżona. Z fortu poszliśmy do meczetu Dżama Masdżid (największy meczet w Indiach, mogący pomieścić 25 tyś. osób). Po drodze znowu musieliśmy się opędzać od tych co nas podwiozą lub sprzedadzą wszystko to co mają i to czego nie mają też. Szczęśliwie kilkanaście minut i jesteśmy. Z jednej z wież meczetu rozpościera się wspaniała panoramam na miasto. Szkoda tylko, że ze względu na jej ograniczone rozmiary, czas przebywania jest bardzo ograniczony. Wejście na wieżę jest płatne, a dodatkowo trzeba się liczyć z napiwkiem dla wprowadzającego na wieżę chłopaka.

Meczet Dżama Masdżid
Delhi widziane z minaretu meczetu Dżama Masdżid
Czerwony Fort widziany z minaretu meczetu
i bezpośrednie sąsiedztwo meczetu

Potem znanymi nam już ścieżkami kierujemy się do stacji metra robiąc małą przerwę w klimatyzowanym i pilnowanym przez ochroniarzy (dzięki czemu nikt nikogo nie zaczepia) McDonald's. Metrem dojechaliśmy w okolice Pałacu Prezydenta skąd przeszliśmy pod India Gate (taki Łuk Triumfalny, tylko w wydaniu Indyjskim, gdzie umieszczone są nazwiska około 90 tyś. indyjskich żołnierzy poległych w I wojnie światowej i kilku innych lokalnych konfliktach). Samemu łukowi nie przyjrzeliśmy się zbyt dobrze, bo znowu dopadła nas sfora sprzedawco-oszusto-naciągaczy.

Okolice Pałacu Prezydenckiego
India Gate

Bezpośrednio z India Gate przeszliśmy do Grobowca Humajuna. I było to ok 45 minut iścia w godzinach południowych, więc szczerze mówiąc bardzo ucieszyliśmy się na jego widok. W wikipedii (pl) czytamy:

Grobowiec Humajuna - budowla, a właściwie kompleks budowli położonych w Delhi, stolicy Indii.

Budowa grobowca rozpoczęła się w 1562 roku, po śmierci Humajuna. Pracami budowlanymi kierowała wdowa po Humajunie, Hamida Banu Begum. Budowa zakończona została w 1570. Grobowiec reprezentuje wczesny styl architektury Mogołów, który ewoluując w późniejszym okresie przyczynił się do stworzenia Tadź Mahal w Agrze.

W 1993 Grobowiec Humajuna został wpisany na Listę Światowego dziedzictwa UNESCO.


I była to najfajniejsza rzecz zwiedzana przez nas w Delhi. Wyraźnie widać, że ktoś dba o cały teran. Naprawdę warto tam pojechać, choć jedynym sensownym, z punktu widzenia turysty, środkiem lokomocji są motoriksze.

Grobowiec Humajuna

Grobowiec był ostatnią rzeczą jaką daliśmy radę zwiedzić. Za 70 Rs docieramy do centralnego punktu, czyli Connought Place aby w znalezionym przypadkiem sklepie spożywczym uzupełnić nasze zapasy. Co istotne sklepik niewielki, ale dobrze zaopatrzony, a sprzedawca zupełnie do niczego nie namawia. Po drodze oczywiście nasz szofer usilnie próbował zawieść nas do centrum handlowego, oferujac w desperacji nawet zniżkę za transport. Na placu Hanię do furii doprowadzili kolejni ,,życzliwi'', już baaardzo mało brakowało żeby zaczęła na nich wrzeszczeć... Potem ostatni kilometr między upiornym tłumem i już byliśmy bezpieczni w hotelu. Huh, co za ulga...! :D