Kreta - część środkowa
06 - 24 sierpnia 2006

Psiloritis to najwyższe ,,wzniesienie'' na Krecie (2456 m) i zasadniczy cel naszych krecich podbojów :) Punkt startowy stanowi miejscowość Anogia położona jakieś 35 km na zachód od Iraklio. Na mapie wyraźnie zaznaczone jest, że przechodzi przez nią szlak E4. Nam jednak, co wcale nas nie zdziwiło, nie udało się go odnaleźć, w związku z czym postanowiliśmy najzwyczajniej pójść drogą, z którą i tak szlak ten później się łączył. Tego dnia planowaliśmy dojść na płaskowyż Nida (1420 m) gdzie według zapewnień przewodnika Pascala ,,Tawerna Nida oferuje obfite tradycyjne dania oraz pokoje do wynajęcia. Często zatrzymują się w niej turyści wędrujący po okolicznych górach''.

Był to kolejny dzień jak co dzień na Krecie, czyli mówiąc bardziej przystępnym językiem wprost niemiłosierny skwar. Czekało na nas ok 21km asfaltu, na końcu którego mieliśmy nadzieję ujrzeć wspomnianą tawernę.

Dzień jak co dzień...
42 i to raczej w cieniu
I co się dziwisz?!

Drepcząc powoli pokonujemy kolejne kilometry i dopiero późnym popołudniem naszym oczom ukazuje się płaskowyż. Mimo, że widać było już naszą tawernę to musieliśmy jeszcze sporo czasu poświęcić aby do niej dotrzeć po wijącej się drodze.

W oddali jest nasz nocleg - płaskowyż Nida
W końcu, tuż przed zachodem słońca docieramy do upragnionej tawerny, gdzie mamy nadzieję coś zjeść, uzupełnić zapasy wody a może i przespać się w normalnym pokoju.

A w tawernie owszem światło się pali, ale nie ma żywego ducha. We wnętrzu widać salę jadalną, resztki ,,ucztowania'' ale żadnej żywej istoty :| Nie bardzo wiemy co robić. Przyjdzie ktoś czy nie? Mamy czekać tutaj czy szukać innego miejsca na zbliżający się wielkimi krokami nocleg? Warto by też coś zjeść... Robimy mały rekonesans po obiekcie. Sama tawerna to dosyć duży ale kompletnie zrujnowany budynek. Użytkowana jest tylko jego mała część.
Nasza noclegownia
Postanowiliśmy rozgościć się na tarasie ufając, że nie naruszymy tym samym niczyjej własności i nawet gdy nagle pojawią się gospodarze, nie przegonią nas z tego miejsca. Poza tym taras dawał całkiem dobre schronienie od zimnego i bardzo silnego wiatru.

Zasadniczo noc przebiegła bardzo spokojnie, może z wyjątkiem wizyty chyba dwóch gości, którzy też nocowali pod tawerną, czym zakłócili spokojny sen mojej towarzyszki wyobrażajacej sobie nagłówki w gazetach w stylu: ,,Turyści z Polski ograbieni i pozostawieni na pastwę losu na dzikim pustkowiu''. A gospodarzy jak nie widzieliśmy tak nie widzieliśmy.

Jak dalej czytamy w przewodniku Pascala: ,,Pod tawerną zaczyna się [...] droga na najwyższy szczyt Krety -- Psilorotis. Wspinaczka nie jest trudna, ale nie powinni się na nią wybierać niedoświadczeni turyści. [...] Szlak jest wyraźnie oznakowany czerwonymi kropkami. [...] Droga do kapliczki Timios stavros (Świętego Krzyża) na szczycie i z powrotem zajmuje 6-7 godzin.'' Szczęśliwie to akurat się zgadzało, poza tym, że nam droga do kapliczki zajęła ok 6-7 godzin (no, ale my mieliśmy plecaczki). Jedno co nas bardzo zdziwiło, to napotkani po drodze ludzie schodzący na dół. Wyszliśmy wcześnie rano i na 100% nikt przed nami nie szedł, więc oni musieli przyjść ,,z drugiego końca'' szlaku. Ale żeby dotrzeć do tego miejsca gdzie ich spotkaliśmy o tej porze o której ich spotkaliśmy, to albo musieli wyjść jeszcze w nocy, albo nocowali w kapliczce na szczycie (jest to jak najbardziej wykonalne).
Inna rzecz, którą warto mieć na uwadze wędrując po kreteńskich górach to bardzo silny wiatr w górnych partiach. Utrudnia on maszerowanie, ale sprawia przy okazji, że nie doskwiera tak bardzo upał.

A północ to gdzie jest?!
Tylko nie tam!
,,Malownicze'' krajobrazy

Droga strasznie się nam dłużyła, ale najgorsze było to, że mieliśmy na wyczerpaniu zapasy wody. Mieliśmy do wyboru dwie możliwości. Zawrócić do tawerny i jeszcze tego samego dnia wrócić do Iraklio. Nie było by z tym kłopotu (chyba?) jako, że za dnia do tawerny jeździ sporo samochodów. Druga możliwość to kontynuowanie marszu z nadzieją, że wejdziemy na szczyt i jeszcze tego samego dnia zejdziemy dosyć nisko. Hmmm... Szczerze mówiąc było to bardzo wątpliwe, ale Hania stwierdziła, że próbujemy iść dalej. Szczerze mówiąc cieszyła mnie taka jej decyzja :)

W końcu oczom naszym ukazała się kapliczka :) Potem jeszcze kilkanaście minut i jesteśmy na szczycie. Prawdziwym ratunkiem dla nas była studzienka z wodą jaką tam znaleźliśmy, dzieki czemu mogliśmy uzupełnić skromne zapasy wody. A wiało niesamowicie...

Jeszcze chwilka i będziemy na miejscu
Jesteśmy!!!
Psiloritis
Widok na okolicę

Widoki ze szczytu na pół wyspy były fantastyczne, ale musieliśmy zejść niżej, jeśli chcieliśmy następnego dnia wrócić do Iraklio.

Zejście
Tutaj będziemy spać
Wiało...
Wieczorny seans...
Nocleg przyszło spędzić nam w podcieniach zamkniętego schroniska położonego przy szlaku E4. Ponownie tuż przed snem mieliśmy okazję podziwiać cudowny zachód słońca.

Kolejny dzień rozpoczęliśmy dosyć wcześnie rano aby uniknąć upału. Niestety dosyć szybko straciliśmy kontakt ze szlakiem E4, którym mieliśmy zamiar zejść do Fourfouras. Oznakowania do bani, albo w ogóle ich brak... Bez sensu błądziliśmy przez prawie 2 godziny, tracąc czas i siły... :| Tak więc postanowiliśmy iść drogą, zakładając, że gdzieś nas ona doprowadzi, w sensie: do cywilizacji. Było nudno i gorąco... Szczęśliwie po kilku godzinach człapania spotkaliśmy ludzi, którzy właśnie zjeżdżali i podrzucili nas pick-up'em do Kouroutes. W części bagażowej, do której nas ,,załadowali'' wieźli co prawda śmieci, ale i tak byliśmy im piekielnie wdzięczni, bo zaoszczędzili nam dobre 2 godziny złażenia po asfalcie. Niestety przez Kouroutes nie jeżdżą żadne autobusy, więc mieliśmy w perspektywie 6 kilometrowy marsz do Fourfouras. Złożyło się jednak tak, że ci sami ludzie jechali do, jak się okazało tawerny w Fourfouras, więc znowu wskoczyliśmy do ,,bagażnika''. A dalej to już było bardzo prosto bo ,,normalnymi'' autobusami powróciliśmy do Iraklio.

Rysunek poniżej przedstawia całą przebytą przez nas drogę w rzucie z góry i z profilu. Nazwy punktów odnoszą się do nazw użytych na stronie z danymi GPS.