Włochy
Dolomity
25 lipca - 5 sierpnia 2005

Dzień 8

Schronisko Rosetta - Schronisko Pradidali (1)

Via Ferrata del Porton (2)

Via Ferrata della Vecchia (3)

Położenie
Zachodnie zbocze grupy Pale di San Martino
Czas
(1) - 2 godziny, (2) - 1.5 godziny, (3) - 10 - 15 min
Trudności wg [1]
zawiera strome fragmenty (W cytowanej pozycji ferraty te można znaleźć czytając opis 14).
Trudności wg [2]
(1): nieco trudno; Znakomita trasa, ,,program obowiązkowy'' dla zwiedzających grupę [...] Fantastyczne widoki [...] Podejście na przełęcz Passo di Bali prowadzi odcinkami wąską, eksponowaną półką, wzdłuż której zamontowano ubezpieczenie (linę stalową). Przejście nie wymaga posiadania sprzętu do asekuracji, choć może się on przydać, jeżeli półka jest śliska.
(2): trudno; Ferrata Porton jest jedną z ciekawszych ubezpieczonych dróg wspinaczkowych, nie tylko grupy Pala. Wspaniała krajobrazowo, pełna górskich wrażeń trasa jest interesująca zwłaszcza w połączeniu z ferratą Vello. Trudności techniczne nie są duże, ale występują głównie podczas przechodzenie przepaścistych odcinków. Niestety sporo sztucznych stopni i chwytów, głównie klamer. Konieczne pełne wyposażenie do autoasekuracji i kask.
(3): Jest to krótka, nieciekawa ferrata łącznikowa. Występuje w niej sporo sztucznych stopni w postaci klamer.
Trudności wg [3]
(2): Ferrata jest trudna, ze względu na sporą ekspozycję w początkowym fragmencie. Ocena: 4
Trudności wg mnie
(2): Chyba najtrudniejsza ferrata z tych, które przeszliśmy. To prawda, że jest na niej sporo stopni i chwytów, ale gdyby nie one to przejście tej ferraty było by baaardzo trudne - stała by się wówczas klasyczną drogą wspinaczkową. Była to jedyna ferrata, którą od początku do końca przeszedłem używając autoasekuracji. Zdecydowanie odradzam osobom, które na dowolną kombinację słów: ekspozycja, pionowa ścian, gładka ściana, daleko do dołu dostają gęsiej skórki ;))))
MAPA

Aby zaoszczędzić czas jedziemy kolejką najpierw na Col Verde a tam przesiadamy się do kolejki linowej która wwozi nas na Rosettę (całość 9.5 E). Będąc na górze mamy okazję podziwiać samobójcze zapędy pilota małego śmigłowca: co chwila podlatuje do stacji coś zostawia/zabiera i jak kamień spada w dół... by znowy za momencik się pojawić.

Możemy tutaj podziwiać wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju krajobraz: kamienna pustynia. Wrażenie kompletnej pustki i ,,wrogości'' tego miejsca jeszcze lepiej widać z innej strony grupy Pala - biwaku Fiamme Gialle (na zakończenie ferraty Bolver Lugli - patrz opis dnia 9). Gdy pokazywałem zdjęcia znajomym wielu mówiło: ,,Jak Mordor'' :)))
Trasa początkowo jest trochę uciążliwa bo tracimy dużo wysokości idąc zakosami ostro w dół. Nic fajnego, nic romantycznego, nic wzniosłego - po prostu trzeba przejść. Potem jest już fajniej bo idziemy półką aż do miejsca gdzie jest spora łąka - wręcz idealne miejsce na leżakowanie :)

Nam odpoczynek przerwało w pewnym momencie, bardzo krótkie aczkolwiek wielce znaczące wołanie: ,,HILFE!''. Lekka konsternacja - czy aby ktoś się nie wygłupia? W górach raczej takie żarty się nie zdarzają, ale... Hmm... Co robić? Wołanie dobiegało z kierunku, w którym i tak zamierzaliśmy iść więc... Po chwili jeszcze raz takie samo bardzo krótkie aczkolwiek wielce znaczące wołanie: ,,HILFE!''. Zbieramy się. Już z daleka widać i słychać jak ktoś biegnie ścieżką. Po chwili widzimy jakiegoś gościa... Biegnie ścieżką mając na sobie całe żelastwo potrzebne do wspinaczki - to ona tak pobrzekiwało z daleka. Dobiega do nas, pyta czy nie mamy telefonu komórkowego bo jego kolego spadł podczas wspinaczki na skalną półke; ma połamane ręce i nogi. Mamy. Na mapie odszukujemy telefon do najbliższego schroniska. Dzwonimy - szcześliwie udaje nam się to prawie natychmiast. Wiadomość zostaje przekazana i dalej pozostaje nam czekać. Czekamy może nie tyle z chęci przeżycia ,,ekscytującego'' wydarzenia, bo trudno to czymś takim nazwać, ale nasz telefon może się jeszcze przydać. Po ok 30-40 min przylatuje śmigłowiec. Czekamy jeszcze chwilę i powoli odchodzimy. Nim miejsce wypadku zniknęło nam z oczu, nieszczęśnik został już podniesiony.

I bardzo dobrze się stało, że cała historia skończyła się dobrze. Następnego dnia spotkaliśmy znowu tego samego gościa jak odbierał swój sprzęt z dolnej stacji wyciągu kolejki - powiedział, że jego przyjaciel choć połamany czuje się dobrze. A mi nasuwa się tylko jedno pytanie: dlaczego oni nie mieli telefonu komórkowego i nie znali żadnych telefonów alarmowych czy choćby telefonów do schronisk?! Z miejsca gdzie zdarzył się wypadek do najbliższego schroniska było ok 1 godziny biegiem pod góre... taką fest górę. A na szlaku przez cały dzień spotkaliśmy 3 - 4 osoby... Teraz nie ma co mówić więcej na ten temat, ale proszę o jedno: UWAŻAJCIE i MYŚLCIE. Góry to fajna rzecz, ale granica jaka dzieli radosną przechadzkę od wielkiej tragedii jest tam tak cienka, że wielu jej nie widzi... Telefon, ciepłe rzeczy do ubrania, mapa... - to zawsze w plecaku nawet jeśli idziemy przespacerować sie godzinę w ciepły letni dzień. Jest takie powiedzenie: od nieszczęścia do szczęścia jest bardzo daleko, ale od szczęścia do nieszczęścia jest tylko kroczek...

Tak więc po tej nieprzewidzianej przerwie ruszamy dalej na trasę. Szybko dochodzimy do delikatnego fragmetu gdzie podczas deszczu może być dosyć niebezpiecznie. Przechodząc go spotykamy dwójkę Włochów. Ich twarze mówią wszystko. Kiedy się to skończy?! Dogadać się z nimi trudno, ale gestami pokazują na ,,ścieżkę'' i poręczówkę (swoją drogą w bardzo komiczny sposób). Mówimy, że to 5 minut, że już blisko końca tej ,,ścieżki''. Nam ten fragment nie sprawił żadnych trudności i po 10 minutach mieliśmy go za sobą, ale komuś innemu jak widać tak. A od czego są mapy? Tam jest to zaznaczone. Może patrzyli? Może patrzyli i zobaczyli króciutką linię krzyżyków (tak oznaczane są najtrudniejsze fragmenty). Była krótka w porównaniu z całą trasą, więc czemu by nie iść? Ferrata Bolver - Lugli na mapie ma taką samą długość a szliśmy nią 3.5 godziny. Orla Perć w Polsce jest krótsza (na mapie) niż droga z Kuźnic na Kasprowy (1.5 - 2 godziny) a na jej pokonanie trzeba całego dnia a czasem dwóch ...UWAŻAJCIE i MYŚLCIE.
Idąc dalej dochodzimy do Schroniska Pradidali.
W tym miejscu Tomek z Romkiem biorąc pod uwagę dosyć późną już godzinę postanawiając wrócić inna drogą, natomiast ja z Hania idziemy na ferratę. Jak to napisałem w opisie trudności, ferrata ta jest dosyć trudna. Może troszeczkę wspinaczkowy charakter przypisywany ferratom psuje fakt, że znaczną jej część pokonuje się po klamrach lub tym podobnych, ale ekspozycja wynagradza to w znacznym stopniu. Tutaj chyba po raz pierwszy usłyszałem jak Hania przeklina :))) Jest to dosyć znaczący sygnał. Jeśli bowiem na szlaku wszystko układa się dobrze, tak dobrze, że jest wręcz nudno, to ludzie co najwyżej marudzą: że daleko, że gorąco, że ciężko, że głodni itd. Jeśli natomiast trasa zmusza do dużego wysiłku i to nie tylko fizycznego, ale także psychicznego, wówczas ludzie zaczynają przeklinać :) Tak więc przekleństwa na trasie (przy założeniu, że dany osobnik na co dzień się nimi nie posługuje) są oznaką tego, że wybrano ją dobrze :)))
Trasa ta zdecydowanie warta jest polecenia, gwarantując dosyć bogatą sferę doznań i przeżyć, aczkolwiek początkujący mogą mieć problem z dostrzeżeniem jej wartości estetycznych :)))) Tym oto sposobem ferrata ta zaostrzyła nasze apetyty. Późna godzina zmusiła nas do zmiany planów i idziemy do ferraty della Vecchia. Generalnie już samo podejście do niej mocno mnie niepokoiło: mianowicie schodziliśmy ostro w dół a jak wiadomo ferraty są w górze. Nie mogło to wróżyć nic dobrego. I tak było w istocie. Dosyć już nisko doszliśmy do ciągu kiku drabinek, które pokonujemy w zejściu w mniej niż 15 minut. Byłem załamany :)
Zaraz po przejściu tej ,,ferraty'' Hania doznaje kontuzji kolana skutkującej znacznym zmniejszeniem tempa schodzenia. Gdzieś ok 20:00 docieramy na nasz kemping.


|poprzedni dzień|następny dzień|
|dzień 1| dzień 2| dzień 3| dzień 4| dzień 5| dzień 6| dzień 7| dzień 9| dzień 10| dzień 11 i 12|